Przychodzą takie dni…

Wczoraj naszły mnie pewne przemyślenia. Od 1 listopada jestem na diecie bezglutenowej, która okazała się na tyle skuteczna, że moje wszelkie dotychczasowe dolegliwości odeszły w niepamięć. Nie spodziewałam się, że będzie aż tak dobrze. Zrozumiałam, że można się czuć dobrze. Ale nie tak dobrze-dobrze, tylko naprawdę cudnie! Przez ostatnie lata nie znałam tego uczucia. Po jakimkolwiek posiłku nie czułam się najedzona, a przejedzona i ociężała. Potem przychodził silny skurcz jelit, który bywał tak mocny, że łzy same leciały po policzkach. Dodatkowo dochodziło ciągłe zmęczenie, senność, niechęć do wszystkiego. I właśnie to wszystko odeszło na zawsze!

Mimo że czuję się naprawdę cudownie, miewam dni, kiedy brakuje mi glutenowych produktów, do których przez te lata przyzwyczaiłam mój organizm. Na przykład wczoraj naszła mnie ogromna ochota na czisburgery z jednego z popularnych fast foodów oraz na paprykowe czipsy jednej z firm. Zaraz po tym przyszedł smak na orzeszki w paprykowej skorupce oraz ciastka, które przecież tak pięknie pachną. Potem w telewizji zobaczyłam reklamę festiwalu pizzy w jednej z restauracji i się zaczęło…

Na szczęście o czasie się opamiętałam. „Stop!” – pomyślałam. I całe szczęście zablokowałam tę samonapędzającą się lawinę myśli o glutenowych produktach. Na szczęście miałam ze sobą „żujki”, które nie mają w sobie glutenu, więc szybko po nie sięgnęłam, a potem zagryzłam „smutki” bananem. Na takie trudne chwile wybawieniem jest też herbata. Bo herbatka jest dobra na wszystko!

I powiem Wam, że przeszło, jak ręką odjął. Potem było już tylko łatwiej, bo przypomniały mi się najbardziej bolesne dni w moim życiu, które były spowodowane jedzeniem glutenu i na dobre przestałam mieć ochotę na te „trujące przysmaki”.

A Wy jak radzicie sobie z takimi chwilami słabości? Mam nadzieję, że w porę blokujecie te myśli i nie chwytacie za nic, co ma w sobie gluten?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.