W ostatnim czasie poszukiwałam bezglutenowego pasztetu, który spełniłby moje oczekiwania. Czyli smakowałby nieziemsko, był na pewno bezglutenowy. Moje poszukiwania okazały się owocne – to znaczy: kupiłam pasztet bezglutenowy. Ale daleko było mu do ideału. Zdecydowałam więc: robię pasztet sama! I zrobiłam. Muszę Wam przyznać, że pasztet bezglutenowy był banalny w przygotowaniu, a jego smak jest genialny!
Mój wybór padł na tzw. pâté. A dokładnie pâté z wątróbek indyczych.
Co potrzebujemy?
- ok. 500 g wątróbek indyczych
- 120 g masła (można dodać więcej, do 150 g)
- cebula cukrowa (pokrojona w kosteczkę)
- czosnek (ok. 2 ząbków, drobno pokrojonych)
- łyżeczka suszonego tymianku
- 60 ml whisky (daje super smak)
- sól morska
- pieprz
Na patelni roztapiamy ok. 2 łyżek masła. Smażymy na niej cebulę i czosnek, mieszamy z tymiankiem. Smażymy mieszając od czasu do czasu. Podsmażone warzywka dajemy na bok patelni, a na drugiej połowie smażymy wątróbkę. Tak, żeby z zewnątrz była podsmażona, a w środku jeszcze mięciutka. Mieszamy z pozostałymi składnikami, dodajemy alkohol, gotujemy. Potem dodajemy sól i pieprz, odstawiamy z ognia.
Przekładamy wszystko do blendera, dodając resztę masła i miksujemy. Przelewamy na nowo na patelnię (można przetrzeć przez sito, by masa była jeszcze gładsza). I z patelni do naczynia, w którym chcemy już podawać pasztet. Ja przelałam do miseczki i tak odstawiłam do stężenia.
Efekt? Znakomity! Pasztet jest delikatny, odpowiednio mięsny i pikantny. Smakuje nieziemsko, a jego przygotowanie jest banalnie proste. I przede wszystkim: wiemy, co w nim jest.
Zrobiłam kanapkę z nim i ogórkiem kiszonym. Mmmm! Cudo!